sie 03 2002

Schizowskie Opowiadanko


Komentarze: 1

To cos co napisalam jakis czas temu... Mam nadzieje ze wam sie spodoba. A jak ktos ma ochote dowiedziec sie co dzieje sie dalej (jest juz 6 czesci) to wystarczy poprosic. Napiszcie co o tym sadzicie:)

  Bu

  Rzucili mu ja do stóp. Spojrzała na dwa demony z nienawiscia i powoli wstała. Patrzyła mu prosto w oczy. Zaskoczyła go tym, ale nie pokazał tego po sobie. Rzadko, kiedy ktokolwiek odważył się na niego spojrzeć, a co dopiero patrzył mu prosto w oczy. I nie mdlał przy tym ze strachu... Ale strach czaił się głęboko wewnatrz małego sukkuba i obydwoje o tym wiedzieli. Podniósł na nia swój wzrok i przyjrzał się dokładniej. Była niska i szczupła. Pół długie ciemne włosy opadały na ramiona, kręcac się i zwijajac w drobne loki. Nie była jedna z tych kobiet, za którymi nie odwraca się na ulicy. Ale jej oczy... Zahipnotyzowały go na chwile, trzymajac w uwięzi... JEGO! Władcę Ciemnosci! A najgorsze było to, że ta mała cholera zdawała sobie z tego sprawę! Usmiechnęła się ledwo zauważalnie doprowadzajac go tym do szału. Zabębnił palcami w poręcz tronu z marszczył groznie brwi.
 - Powinienem cię zabić sukkubie - powiedział używajac swego najgorszego z możliwych tonów, na dzwięk, których większosć wysokich demonów chowała się po katach Czelusci.
 Nadal udawała, że się nie boi. Był coraz bardziej wsciekły.
 - Co masz mi do powiedzenia na swoja obronę sukkubie? - spytał.
 - Nic - odpowiedziała powoli - poza tym, że nie jestem sukkubem, ale pół sukkubem i pół demonem - poprawiła go patrzac mu bezczelnie w oczy.
 Stojace pod scianami demony wciagnęły głęboko powietrze. Nikt nie smiał odzywać się tak do Pana Ciemnosci! A już na pewno nie takie nędzne stworzenie jak zwykły sukkub.
 - I myslisz, że to cos zmieni? - zapytał.
 - Raczej nie - stwierdziła wzruszając ramionami - ja tylko uscislam prawdę.
 - Uscislasz prawdę... Rozumiem, że zbytnio nie robi na tobie wrażenia, że poprawiasz Mnie - Pana Ciemnosci?
 - Każdy ma prawo się pomylić - usmiechnęła się do niego słodko. Jeden z demonów służacych w jego straży podbiegł do niej i zamachnał się szponiasta łapa.
 - Zostaw! - rozkazał - Sam się nia zajmę. Wynoscie się wszyscy.
 Po chwili sala opustoszała. Odczekał, aż zamkna się wrota za ostatnim z demonów i dopiero wtedy wstał. Podszedł do niej i z satysfakcja zauważył, że ledwo dostrzegalnie, ale drżała.  - Oj mały sukkubie - zasmiał się obchodzac ja dookoła. - Co ja mam z toba zrobić?
 - Przestać obchodzić jakbym była zwierzęciem na wybiegu.
 - Twoja impertynencja została ci wybaczona. Ale po raz ostatni - szepnał jej prosto do ucha.
 - Tak? - ironizowała. - Wybacz o Wielki z Wielkich, ale i tak nie mam nic do stracenia. Pozwól więc, że przynajmniej odważę się na to co innym przychodzi z takim trudem i potrafia tylko narzekać po katach.
 - Wiesz, sukkubie, że teraz podpisała? na siebie wyrok? Jeżeli nie ja cię zabije, to oni już na pewno?
 - Wiem Panie - usmiechnęła się do niego. Usiadł ponownie na tronie i podparł jedna ręka policzek.
- Dlaczego nie wykonałas zadania? - spytał powoli.
 Nie odpowiedziała.
 - Dlaczego sukkubie!?
 Spusciła głowę.
 - Człowiek, którego kazano mi uwiesć powiedzmy, że nie za bardzo czuje się w towarzystwie kobiet. Do tego zadania przydałby się bardziej... eee - zawahała się - męski sukkub, a takich my tutaj nie mamy.
 - Cholerny swiat - zaklał. - Nie nadażamy za nim tutaj na dole. Cholerne pedały. Dlaczego nie zmieniłas postaci?
 Spojrzała na niego z pełnym obrzydzeniem.
 - I miałabym tak... - głos uwiazł jej ze wsciekłosci w gardle. - Panie, jego sny były okropne... Jak tylko do nich wchodziłam robiło mi się nie dobrze, a ingerencja w nich...
 - Hmmm, może masz rację. Ale to nie zmienia zdania, że przez ciebie zrobił się wielki bałagan.
 - Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie Panie - powiedziała. - Ale nie będę błagać o litosć.
 - Tego się nawet nie spodziewałem po tobie mały sukkubie - usmiechnał się mimo woli. - Ale nasze prawa okreslaja dokładnie, co należy zrobić w takich wypadkach. Albo czeka cię smierć, albo roczne zesłanie na ziemię...
 - Wybieram smierć - powiedziała szybko.
 - Ty sukkubie nie masz żadnego wyboru. To ja podejmuję tutaj decyzję. - Upomniał ja.
 Nagle za placami dziewczyny rozbłysło swiatło. Powoli zaczęło się formować w swietlista postać, na która samo patrzenie sprawiało ból. Zmrużył oczy. Wiedział kto to był. Ale po co się tu pofatygował osobiscie?... Sukkub obrócił się i pod wpływem ostrego swiatła także zmrużył oczy.
 - Co cię tu sprowadza? - spytał wstajac z tronu i podchodzac bliżej do jasnowłosego chłopaczka w różowawej todze.
 - Przestań pierdolić tylko nalej mi czego? mocnego. Kaca mam. Tylko nie tego mszalnego cienkusza. - Młodzieniec przeszedł koło niego i usiadł na JEGO tronie. - Wystarczajaco mnie tym tam na górze truja. Podaja to gówno do każdego posiłku.
 Pan Ciemnosci podszedł do ukrytego barku stylizowanego na secesję, a w rzeczywistosci pochodzacego ze starego katalogu Ikei. Wyciagnał Bolsa Blue i rozlał do dwóch szklanek. Przy okazji uformował z nicosci drugi tron. Prawie identyczny... Może tylko trochę większy:). Mała rzecz, a cieszy. Podał mu wódkę i usiadł.
 - Co to za laska? - spytał młody pociagajac ostro ze szklanki i wskazujac na stojaca przed tronem dziewczynę. - Niezła dupa.
 - Sukkub.
 - Aaa... nasz mały sprawca kłopotów. Nawet nie wiesz Kotku ile mamy teraz przez ciebie kłopotów. - zwrócił się do dziewczyny - Wiesz, że awiat zginie? Pół biedy z ludzmi - raz ich stworzyłem to drugi też można, ale ziemia to nie taka prosta sprawa. To był kawał dobrej roboty. Poza tym co by o ludziach nie powiedzieć to odkryli parę ciekawych rzeczy - wzniósł niemy toast. - No i bez nich byłoby nudno w cholerę.
 Pan Ciemnosci westchnał ciężko. Nienawidził tych jego przechwałek, ale trzeba przyznać, że ziemia to majstersztyk. Można było młodego nie lubić, ale trzeba było go doceniać.
 - Ale do rzeczy... nalej mi jeszcze tylko tak od serca tym razem - zwrócił się do niego posiadacz różowego wdzianka. - Mamy wielki dół przez ciebie, ale już się tym zajałem. Facet zginał smiercia tragiczna i natychmiastowa. Pewnie nie długo tu trafi, ale nie mówmy teraz o bzdurach. Przybyłem tutaj bo się wkurzyłem. Nie lubię, Bardzo-Nie-Lubię, gdy moje osobiste zalecenia zostaja niewykonane. - Zwrócił się do Czarnego Lorda. - Kiedy ostatnio byłes na ziemi? - spytał.
 - Chyba jeszcze wtedy palili czarownice - powiedział zamyslajac się.
 - Tak - młody usmiechnał się - piękne czasy... Ale to było pięćset lat temu Czarny, czas ruszyć zada i wyjsć na swiat.
 Pan Ciemnosci zakrztusił się wódka.
 - Co?!
 - Na rok od dzis jestes zwolniony ze swoich obowiazków i masz powiedzmy... przymusowy urlop na ziemi. Czas wprowadzić tu pewne modernizacje, ale najpierw musisz poznać lepiej swiat terazniejszy. - Młody usmiechnał się niebiańsko i poprawił dłonia blond loczki. - Ale żeby ci się nie nudziło, i żebys nie mówił potem jaki to ja zły i okrutny niby jestem to wez sobie tego sukkuba do towarzystwa:). I bawcie się dobrze - póscił do dziewczyny oko. Do zobaczenia za rok z nowymi pomysłami aby usprawnić nasza administrację - powiedział i znikł w oslepiajacej jasnosci. Butelka Bolsa też znikła.
 Na dworze padał deszcz. Diabły czasami też płacza. Teraz jeden z nich wył w cholerę. Ulica była pusta, chociaż nie było jeszcze zbyt pózno. Po katach chowały się bezdomne koty:) Dwie postacie pojawiły się znikad na samym srodku Ronda Kaponiera...
 Filip S. wracajacy własnie z kolejnej wizyty w Manieczkach, zataczajac się niepewnie po całym chodniku przystanał zdziwiony. Mógłby przysiac jeszcze przed chwila nikogo tam nie było. A teraz zbliżały się do niego dwie postacie w długich czarnych płaszczach powiewajacych na wietrze, którego nie było.
 - Gdzie jestesmy - zapytała mała dziewczyna o długich, ciemnych włosach.
 - Eee... Poznań? - zgadywał Filip.
 - A gdzie to do cholery? - odezwał się stojacy obok niej mężczyzna.
 - Eee... Polska? - nie poddawał się.
 - Kurwa! - usłyszał w odpowiedzi.
 - Co "kurwa"?! - zdenerwował się.
 - Jestescie nie mili, a ja staram się wam pomóc. - powiedział - METALE!!! - rzucił obrazliwie i poszedł sobie.
 - Co robimy Panie? - spytała go.
 - Nie wiem... po raz pierwszy w życiu Szatan nie wiedział co robić. - Ale kanał. Znowu sobie z nas zakpił... Miał nas gdzie wysłać! Do ojczyzny Leppera!
 - Ten antychryst jest stad? - sukkup zatrzasł się z obrzydzenia.
 Wzrok Szatana wystarczył za odpowiedz.
 - Kurwa. - zaklęła.
 - No. - zgodził się. - Ale jako? trza tu się urzadzić. Mam przeczucie, że to będzie ciężki rok.
 Nie musiała odpowiadać.
 - Co powiesz na ta chałupę? - spytał pokazujac stojacy niedaleko Zamek.
 - Hm... Trochę wiochmeński, ale może być. - usmiechnęła się. - Potem poszukamy co? lepszego.
 Ruszyli więc. Mgła, której nie było płożyła się im pod nogami. ********************************************************************** Całosć poswięcona jest dwów cudownym istota: Filipowi S.:) i mojemu własnemu Szatanowi:). **********************************************************************

Sponsorowały to dwie literki: P jak Perkoz, i S jak Swinub. **********************************************************************

joisan   
03 sierpnia 2002, 13:45
No całkiem niezłe. :o)

Dodaj komentarz